2016/06/29

Around Iceland in 7 days. (part 1)


7 dni, 2940 przejechanych kilometrów, przeszło 40 odwiedzonych miejsc.

Islandia charakteryzuje się niezwykłą różnorodnością, każdy przejechany kilometr potrafi być zaskakujący i niezwykle imponujący. Przyznam, że jechałam w to miejsce z nastawieniem na kompletną dzikość i odosobnienie. Dałam nabrać się na masę cudownych, oglądanych miesiącami zdjęć w internecie, gdzie ten kraj tętnił świeżością, kompletnym odizolowaniem od świata, ludzi. Wstyd mi trochę, gdyż sama jestem fotografem i zdarza mi się kreować rzeczywistość w sposób, w jaki chcę ją widzieć. Jest to wyspa wciąż niezwykle imponująca, wciąż niesamowicie dzika i nieokrzesana, jednak już nie taka samotna. Od kilku lat jest to jeden z popularniejszych kierunków turystycznych, wokół Rejkjawiku można zderzyć się z setkami turystów kłębiących się wokół największych atrakcji, zwanych Golden Circle. Jednak im dalej w głąb wyspy, tym ludzi nieco mniej, choć wciąż nie było na całej trasie ani jednego miejsca, gdzie byliśmy kompletnie sami. Nawet najmniejsze, najbardziej skryte atrakcje były oblegane. Cóż... chyba spóźniliśmy się z tą podróżą o dobrych kilka lat, gdzie można było jeszcze poczuć się tam jak jedyna istota na Ziemi.
Dlatego niech Was nie zwiedzie wiele ujęć zamieszczonych poniżej. Możecie być pewni, że poza wieloma kadrami, za moimi plecami, niczym mrówki, przewijały się setki szalonych ludzi :D


7 days, 2,940 driven kilometers and over 40 visited places. 

Iceland is characterized by an extraordinary diversity; each kilometer can be surprising and very impressive. I admit that I was going to this place with a focus on complete wildness and remoteness. The mass of miraculous pictures, which I saw for months in advance on the web, showed me an island full of freshness and complete isolation from the world and people, and it tricked me. A little shame on me, because I'm a photographer and I happen to create reality in the way that I want to see it as well. This island is still extremely impressive, still incredibly wild and uncouth, but no longer so lonely. For several years, this has been one of the most popular tourist destinations. Around Reykjavik alone, you can collide with hundreds of tourists swirling around the biggest attraction called the Golden Circle. However, the further out we explored the island, there fewer people we met, but still the entire route didn’t have a single place where we were completely alone. Even the smallest, most hidden attractions were crowded. Well... I think we are a few years late with this trip, when you could still feel like the only being on Earth. 

Therefore, don’t let me deceive you with the many photographs below. You can be sure that on a lot of shots, right behind my back, like ants, strolled hundreds of crazy people: D





Już od pierwszych chwil nad wyspą, jeszcze w samolocie, wszystko zapierało dech. Bezkresne bezdroża, lodowce, ocean...

From the first moments over the island, already from the plane, everything was breathtaking. Endless wilderness, glaciers, ocean...
 



Samolot wylądował na miejscu w godzinach wieczornych. Pierwszą noc spędziliśmy w hostelu Apotek w Akranes, kawałek od Rejkjawiku. Droga do tej mieściny świetnie nastroiła nas na odkrywanie tego miejsca. Hostel usytuowany jest w starym budynku, który niegdyś był miejscową apteką. Miasteczko jest bardzo urocze, jego atrakcją jest latarnia morska znajdująca się rzut beretem od hostelu. Miło było rozpocząć tam naszą podróż.

The plane landed in the evening. The first night we spent in the hostel Apotek in Akranes, not far from Reykjavik. The road to this great little town tuned us to discover this place. The hostel is in an old building that was once the local pharmacy. The town is very charming; its attraction is the lighthouse located only a stone's throw from the hostel. It was nice to start our journey there.
 

 
 



Dzień 1 / Day 1

Pierwszym punktem podróży był Park Narodowy Þingvellir (bądź inaczej Thingvellir), położony nad jeziorem Þingvallavatn. Jest to miejsce szalenie interesujące, stykają się tu płyty tektonicznie, euroazjatycka i północnoamerykańska, pomiędzy którymi utworzył się kanion Almannagjá.
Jest to również kluczowe miejsce dla historii Islandii, po raz pierwszy zebrał się islandzki parlament Althing, który jest jedną z najstarszych instytucji parlamentarnych świata, która funkcjonuje do dziś.
Miejsce to zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

The first point of the trip was the National Park Þingvellir (Thingvellir), located by Lake Thingvallavatn. It is an extremely interesting place. There, the contact of plate tectonic, Eurasian and North American, together created the canyon Almannagja. It is also an important place for the history of Iceland. For the first time, it gathered Icelandic parliament Althing, which is one of the oldest parliamentary institutions of the world that exists today. 
This place was enlisted on the UNESCO World Heritage List.
 



Kolejnym punktem był największy oraz najpopularniejszy, czynny gejzer islandzki, Strokkur. Gejzer wybucha co 5-7 minut, wyrzucając na dobrych kilka metrów w górę słup gorącej wody, która potrafi osiągać 100 stopni celcjusza.
Na terenie tego samego pola geotermalnego znajdują się również nieco mniejsze źródła Smiður i Litli-Strokkur. I niekończące się tłumy turystów.
Po drodze do tego miejsca zahaczyliśmy rybacką wioskę Eyrabakki oraz miasteczko Selfoss.

Another point was the largest and most popular active Icelandic geyser, Strokkur. The geyser erupts every 5-7 minutes, throwing a good few meters of hot water up the column, that can reach 100 degrees. 
In the same geothermal fields, you can find the slightly smaller springs Smiður and Litli-Strokkur - with the endless hordes of tourists, of course. 
On the way to this location we visited a fishing village called Eyrabakki and the small town Selfoss.




Gullfoss, czyli Złote Wodospady, to jedne z najpopularniejszych islandzkich wodospadów. Imponujący jest widok dwóch ogromnych kaskad, 21- i 11-metrowej, po których spływają w każdej sekundzie setki litrów sześciennych wody. 

Gullfoss, or Golden Falls, is one of the most popular Icelandic waterfalls. Impressive is the view of two huge waterfalls, 21 and 11 meter, from which every second hundreds of cubic liters of water runs off.



Muszę przyznać, że ubawiło mnie, kiedy mój mąż oświadczył, że jednym z punktów naszej wycieczki będzie farma pomidorów Friðheimar. Bo cóż to za atrakcja... pomidory. Pomidory z farmy. Szybko zmieniłam zdanie. Farma jest rodzinnym biznesem, pomidory hodowane są całorocznie w ogromnych szklarniach ogrzewanych energią geotermiczną, wystarczającą do ogrzania małego miasteczka. Wizyta tam była czymś naprawdę ciekawym. Restauracja znajduje się właśnie w takiej szklarni, menu zawiera pomidory w każdej możliwej postaci, od tradycyjnej zupy, po makarony, desery, w tym szarlotka i lody (notabene okrutnie smaczne!) oraz drinki z Mary w roli głównej, pod różnymi postaciami.
Ciepły klimat szklarni, świeże krzaczki bazylii na stolikach, zapach pomidorów, który przywoływał mi dzieciństwo oraz ich słodki, dojrzały smak, którego od lat nie czułam w naszych pomidorach. I niech moja mama teraz nie czyta, ale jadłam tam najpyszniejszą zupę pomidorową w życiu.
Nie omieszkaliśmy zmienić trochę nasze plany i wrócić tam ostatniego dnia, przed wyjazdem (:


I must admit that it amused me when my husband said that one of the points of our trips will be a  Friðheimar tomato farm. Because what is the attraction in... tomatoes... Tomatoes from a farm. Quickly I changed my mind. The farm is a family business, tomatoes are grown all year round in huge greenhouses heated by geothermal energy, enough to heat a small town. The visit there was really interesting. The restaurant is located just in the greenhouse, the menu includes tomatoes in every imaginable form, from traditional soups, to pasta, desserts, including apple pie and ice cream (by the way cruelly tasty!). And drinks with Mary in the lead role, in various forms.
The warm climate of greenhouses, fresh basil bushes on the tables, the smell of tomatoes, which evoked my childhood and their sweet, ripe flavor, which for years I didn't taste in our tomatoes. So Mum, don't read this, but I ate there the most delicious tomato soup in my life.
We allowed ourselves to change our plans a little and go back there the last day before leaving (:


 


Po uszczęśliwieniu naszych brzuszków wybraliśmy na się na mały chillout na gorące źródła Hrunalaug. No właśnie... taki był plan. Jednak tego punktu wycieczki nie sprawdziliśmy dostatecznie dobrze. Nie mogąc go znaleźć, po przeszukaniu informacji w internecie okazało się, że w chwili obecnej nie ma już możliwości korzystania z tego źródła, gdyż, jak podają turyści oraz sam właściciel tego miejsca, zostało ono zniszczone przez turystów dwa lata temu.
Jednak nie ma tego złego, gdyż dosłownie obok miejsca, w którym miały znajdować się te źródła, wyrosło nam Secret Lagoon, którego nie uwzględnialiśmy w planie, a ucieszył nasze zmarznięte dupki.

Na wyspie jest ponad 750 gorących źródeł, wiele z nich potrafi sięgać do 100, a nawet 200 stopni celcjusza. Gorące źródła są wielkim darem dla Islandczyków. Za ich pomocą ogrzewa się mieszkania, czy szklarnie, a te przystosowane do kąpieli w mniejszych i większych kurortach przyciągają całorocznie masę ludzi, chcących poczuć to niezwykłe zderzenie dwóch światów: surowości i chłodu, jakich doświadczamy na całej powierzchni wyspy oraz gorąca i szalejącego życia z wnętrza Ziemi.
No i jedno, całkiem istotne... kąpiel w nich cholernie uzależnia!


After making our tummies happy we went on a little relaxing tour to the hot spring Hrunalaug. Yeah... that was the plan. However, this point of the trip wasn't checked well enough. I was unable to find it after online research, it turned out that currently there is no possibility of using this spring. Unfortunately, as the tourists and owner of the place told us, tourists destroyed the spring two years ago. 
Literally next to the place where it was supposed to be, was the Secret Lagoon, which wasn’t included in the plan, but pleased our frozen backs perfectly. 

The island has more than 750 hot springs; many of them can reach up to 100 or even 200 degrees. Hot springs are a great gift to Icelanders and they heat the homes or greenhouses for them. The springs adapted to swim in the larger and smaller resorts attract masses of people all year around, who want to feel an unusual clash of two worlds: the harshness and coldness that we experience over the entire surface of the island and the hot and blazing life from inside earth. 
Well, one, very important ... a bath in them is damn addictive!





Po relaksującej kąpieli mieliśmy obrać kierunek na camping w Langbrók, jednak zbyt duża odległość i lenistwo sprawiło, że wylądowaliśmy w Árnes. Nie było to najlepsze miejsce campingowe na świecie, środek kompletnego niczego, choć budki z prysznicami oraz toaletami oczywiście były. Ale to wszystko. Niskie temperatury i siąpiący deszcz zachęcał tylko do szybkiego snu i wyjechania stamtąd czym prędzej.

After a relaxing bath we took the direction of the camping in Langbrók, but distance and laziness made us stop in Árnes. It was not the best camping place in the world; in the middle of complete nowhere, though there were booths with showers and toilets. But that's all. Low temperatures and rain encouraged us only to quickly sleep and then continue out of there as soon as possible.



Dzień 2 / Day 2


Podróżowanie po islandzkich drogach jest prawdziwą ucztą dla oczu. Zmieniający się co chwilę krajobraz, moc żyjących, niczym swoim życiem, owiec oraz koni, kilometry mgieł, chmur, różnorodnej pogody. Nic dziwnego, że ten kraj jest prawdziwą inspiracją dla fotografii, filmów i powieści. Choć tym razem byliśmy tam czysto turystycznie, z chęcią powróciłabym tam uchwycić kilka historii, które przewijały się w mojej głowie przez całą podróż.

Travelling around the Icelandic roads is a real treat for the eyes. The changing of landscape every moment, the power of the living, like his life, sheep and horses, kilometers of fog, clouds, diverse weather. No wonder that this country is a real inspiration for photographs, films and novels. Although this time we were there purely for tourist purposes, we’ll happily go back there to capture some of the stories that came to mind during the entire trip. 
 


Kolejny dzień zapowiadał się równie intensywnie. Mieliśmy w planach park narodowy Landmannalaugar, jezioro Ljótipollur, jezioro Frostastaðavatn, wulkan Laki, kolejny rezerwat þórsmörk, kanion Stakkholtsgjá oraz wyczekiwany, wciąż czynny wulkan Eyjafjallajökull. Niestety warunki pogodowe sprawiły, że większość dróg offroadowych była w tym czasie pozamykana, a tylko one jedyne prowadziły w te miejsca. Strasznie żałowaliśmy, gdyż to były jedne z tych puntów, na które naprawdę czekaliśmy.
Zamiast tego, w drodze do kolejnych atrakcji postanowiliśmy objechać, w miarę możliwości, wulkan
Eyjafjallajökull. Było to pierwsze miejsce, gdzie byliśmy stosunkowo sami oraz gdzie mogliśmy wykonać kilka pierwszych ujęć z naszej sesji ślubnej.
W tej części wyprawu dosyć dobrze było widać jak bardzo ważne jest podróżowanie po tych rejonach Islandii samochodem z napędem na cztery koła. Niepewne drogi, przeprawianie się przez strumienie i rzeki, wszystko powodujące chwilami gęsią skórkę. Mogę powiedzieć, że dopiero w tym miejscu zaczęliśmy czuć odrobinę dzikość i surowość tego kraju.

The next day promised to be equally intense. We had plans to visit the National Parks Landmannalaugar and Thorsmork, Canyon Stakkholtsgjá, the lakes Ljótipollur, Frostastaðavatn and the volcano Laki and Eyjafjallajökull that is still active. 
Unfortunately, weather conditions made the off-roads closed down at that time, which were the only way to these places. We were terribly sad, because it was one of those places that we really had waited to see. 
Instead, on our way to the next attraction, we decided to drive around the volcano Eyjafjallajökull as far as we could. This was the first place where we were relatively by ourselves and where we could do the first few photographs for our wedding session. 
We could see how important it is to travel around these areas with a four-wheel driven car, when we found these places, considering the uncertain roads, crossing through streams and rivers, causing all times creeps. I can say that from now on we started to feel a little wildness and severity of this country.
 


Kolejną z atrakcji były dwa wodospady, Seljalandsfoss, który potrafi być niesamowicie malowniczy przy pięknej pogodzie oraz nieco ukryty pomiędzy skałami Gljúfrabúi. Ten pierwszy możemy oglądać naprawdę z bliska, dzięki ścieżkom prowadzącym na sam tył wodospadu, co pozwala poczuć jego moc z innej perspektywy. Drugi zaś znajduje się dosłownie kilka kroków od sławniejszego Seljalandsfoss, owiany tajemnicą i niezwykłą intymnością.  


Another of the attractions was two waterfalls, Seljalandsfoss, which can be incredibly picturesque with beautiful weather and somewhat hidden between the rocks Gljúfrabúi. The first can be seen up close, thanks to the pathways leading to the back of the waterfall, allowing you to feel its power from a different perspective. The second is located just a few steps away from the more famous Seljalandsfoss, shrouded in mystery and unusual intimacy.




Choć trasa tego dnia ciągnęła się nieubłaganie, a w pobliżu niewiele było miejsc, żeby się zatrzymać i coś zjeść. Kawałek za wodospadami, na trasie pomiędzy drogami 245, a 242 wyrosło nam Gamla fjósið, restauracja w przerobionej, starej stodole, której menu opiera się na hodowanych na własnej farmie, jedzących szczęśliwą, świeżą trawę i żyjących na wolnym wybiegu krów. Rzeczywiście daje to gwarancję zdrowego i smacznego mięsa (trochę z głodu, trochę z radości, że znaleźliśmy w tym miejscu restaurację, nie zrobiłam żadnych zdjęć ;)).

Dochodzimy do mojego największego rozczarowania podczas tej podróży, najstarszego islandzkiego basenu, Seljavallalaug. Atrakcja osławiona mianem najbardziej skrytej, islandzkiej tajemnicy, którą wiele turystów omija, gdyż nie mają dostatecznej cierpliwości czy wiedzy jak tam dotrzeć. Najpopularniejszy na wszystkich pinterestowych czy instagramowych zdjęciach basen, pośrodku absolutnej głuszy. Głupia ja, wymarzyłam sobie zdjęcia o podobnym tonie, jednak nic z tego. Takiego tłoku, jak przy tym basenie, nie powstydziłby się sławny gejzer, czy najsławniejszy wodospad, który znajduje się kawałek dalej. Również odebrało nam to ochotę, aby ponownie wygrzać zmarznięte dupki, a i temperatura wody nie była szczególnie zachęcająca.
Może jeśli by odwiedzić to miejsce o bardziej abstrakcyjnej godzinie, udałoby się uniknąć tłumów. W końcu ludzie trafiają na to miejsce kompletnie puste. Może innym razem, gdyż przygotowując kolejne ujęcia ślubne oraz pilnując chociaż trochę założonego harmonogramu podróży, następnego poranka musieliśmy wybierać, na rzecz którego miejsca nie prześpimy jednej nocy. Ale o tym kilka zdjęć późnej (:



Although the route of the day went on mercilessly, and nearby there were no places to stop for food. Near the waterfalls, on the route between 245 and 242 appears Gamla fjósið, a restaurant in a converted, old barn, where the menu is based on ingredients grown on the owners’ own farm. We saw happy free-range cows eating fresh grass, that indeed guaranteed healthy and tasty meat (because of hunger and a little bit of joy finding a restaurant in this area, I did not take any photos ;)).

Now, we come to my biggest disappointment on this trip, which is the oldest Icelandic pool, Seljavallalaug. The attraction is infamous as it is the most hidden Icelandic secret that many tourists skip because they don't have enough patience or knowledge of how to get there. Being the most popular pool from Pinterest and Instagram pictures, it was showing the absolute wilderness. Stupid me had dreamt about pictures in a similar vein, but nope. It wasn’t going to happen... The crowd by this pool was about the same as the famous geyser and the most famous waterfall, but was further away from civilization so I wasn’t prepared for the crowds from photos I’ve seen before. It made us don't want to relax again our frozen rumps. Anyway, the water temperature was not particularly encouraging.
Maybe if we visit this place on a more abstract time, it could be possible to avoid the crowd. After all, people do get this place completely deserted. Maybe another time, because preparing for another post-wedding shot and to uphold even a little established travel schedule, the next morning we had to choose to wake up early to get to a spot for a session. But about that I'll tell a few pictures later (:




Następna atrakcja z listy obrzydliwie obleganych, to wodospad Skógafoss. Jest on naprawdę imponujący, ma 60 metrów wysokości, ogromny na 25 metrów. Jeden z najbardziej uroczych i fotogenicznych wodospadów, jakie tu spotkaliśmy. Nic więc dziwnego, że to pod nim uchwycone są najromantyczniejsze ujęcia zakochanych par. Można by go nazwać "orłowem Islandii" (fotografowie ślubni z Trójmiasta zrozumieją ;)). Nocleg zaplanowaliśmy całkiem niedaleko tego miejsca, dlatego też planem na dzień kolejny była nieplanowana wcześniej pobudka o czwartej rano, aby tu wrócić i zrobić sobie najlepszą fotę ever. Udało się, chociaż nie obyło się bez kompanów, którzy wpadli na podobny pomysł wstania o świcie, dla lepszych ujęć.


The next  awfully crowded attraction on the list was the waterfall Skógafoss. It is really impressive, with its 60 meters height, and width of 25 meters. It turned out to be one of the most charming and photogenic waterfalls that we saw on Iceland. No wonder it's beneath Skógafoss that the most romantic shots of couples in love are taken. We planned to spend the night quite close to this place, so the plan for the day was another unplanned early morning. We woke up at four to come back here and make the best picture ever. It worked, though not without companions, who came up with a similar idea to get up at dawn for better shots

 



Miejscem na kolejny camping była piękna miejscowość Vík, położona nad lodowcem Mýrdalsjökull. Jednak zanim tam wylądowaliśmy, pokusiliśmy się o zahaczenie kolejnej atrakcji, która nie ma swojego miejsca w przewodnikach, ale to nic nie szkodzi, kiedy w grę wchodzi internet. Rozsławiony wrak amerykańskiego samolotu Dakota, który w 73 roku z powodu braku paliwa, bez ofiar w ludziach, lądował awaryjnie na plaży. Od tego czasu można go podziwiać, co niektórzy pozwalają sobie rozbierać go kawałek po kawałku. Polecam się pospieszyć z odwiedzinami, gdyż zostaje go już coraz mniej ;)
Atrakcja znajduje się ok 4km w jedną stronę od autostrady (dokładne miejsce zaznaczone jest na mapie). W teorii prowadzi do niego droga dla samochodów z napędem 4x4, jednak w naszym przypadku, w praktyce droga była zamknięta. Pozostał niezapomniany spacer, którego raczej bym już nie powtórzyła, zważając na to co nas na końcu spotkało, poza tłumem ludzi skaczących po wraku. To taka wisienka na torcie w dniu małych rozczarowań. Mimo wszystko camping w cudownej, bajkowej miejscowości dodał trochę sił.


Another perfect camping spot was the beautiful village Vík, located on the glacier Mýrdalsjökull. But before we landed, we decided to see another attraction that is not mentioned in the guide books, but it doesn't matter when we have internet. The famous plane-wreck American aircraft Dakota, which 73 years ago due to lack of fuel had to emergency land on the beach - without any human casualties. Since it happened you have been able to admire it, but some tourists allow themselves to disassemble it piece by piece. I would recommend hurrying with the visits, because it is already less and less ;)
The attraction is located about 4 kilometers to one side of the highway (the exact location is marked on the map). In theory, it leads to a road for 4x4 vehicles, but in our case the road was closed. It put us for an unforgettable walk, which I rather won’t repeat, taking into account what happened to us at the end, despite the crowd of people jumping on the wreckage. It's a cherry on the cake on a day of disappointment. After all, camping in a wonderful, fairy-tale village added some strength.





Musze przyznać, że nie oczekiwałam aż takiej rozległości przy pisaniu postu, dlatego pozwoliłam sobie podzielić relację na trzy części. Kolejna już niebawem!

I must admit that I did not expect such an extent until the writing of the post, so I let myself to divide the rest of the trip into three parts. 



10 komentarzy:

  1. jedyne co jestem w stanie napisać bo obejrzeniu tych przepięknych zdjęć to.. ŁAŁ.
    Świetnie to wszystko opisałaś, obfociłaś.. i jeszcze bardziej zachęciłaś do odwiedzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci. Przeżyłam niesamowitą przygodę przyswajając ten post. Z niecierpliwością czekam na kolejne. :) Zdjęcia są magiczne i majestatyczne, tajemnicze i kameralne, pełne szczęścia i szczerości! Cudowne fotografie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Kochana!
      Jak jest się w tak cudownym miejscu, to naprawdę wiele nie trzeba, aby ująć jego magię. To się dzieje samo!

      Usuń
  3. Ale cudny reportaż! Teraz i ja chcę tam jechac! Pięknie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bym z chęcią tam powróciła! Dziękuję! :*

      Usuń